Raz w miesiącu przyjeżdżam do Warszawy autobusem w okolicach 7 rano. Pierwsze kroki kieruję do saloniku Ruchu, by kupić "Wyborczą" i wypić kawę. Ostatnio młody sprzedawca wydziwiał, że latte nalałem do niewłaściwego kubka. Jednak to, co spotkało mnie tam wczoraj, można określić słowami: "skandal", "skrajne chamstwo", "naciągactwo".