Strona 2 z 2
Dlatego niech nikogo, kto by się przypadkiem na owym osiedlu pojawił nie zdziwi widok staruszki z wózkiem wypełnionym zakupami, prażącej się na słońcu na małej ławeczce na przystanku autobusowym, czy też inwalidy opierającego się o latarnię, by odpocząć. Osiedle, które szczyci się tym, że większość bloków ma nowe piękne elewacje, a ogródki wspólnot mieszkaniowych wygrywają rozliczne konkursy żałuje pieniędzy na kilka ławeczek. Dlaczego ludzie, często już nie młodzi i schorowani nie mogą wyjść na podwórko, by poczytać książkę, czy zwyczajnie odpocząć. Dlaczego idąc na bazar, czy po zakupy muszą odpoczywać na przystankach autobusowych? Gdzie maja podziać się matki z dziećmi, skoro nie ma nawet gdzie usiąść? Czy tutaj argumenty, że ławki zostały usunięte, bowiem służyły za ?bazę? dla pijaków, głośnej młodzieży tudzież innego elementu są wystarczające?? Byłam na osiedlu Wilanowska, blokowisku w centrum Warszawy, Żoliborzu. Tam wszędzie ławki są. Drewniane eleganckie, albo też takie na betonowych nóżkach, wpuszczone w ziemię. I co? Jakoś nie widzę, żeby były ustawicznie okupowane przez pijaczków i bezdomnych. Osiedle Wierzbno jest przyjazne chyba tylko wspólnotom mieszkaniowym, bo zwykłym ludziom już nie. Ławek nie ma (były, a czy będą zależy od tego czy komuś ten problem wyda się na tyle ważny, by się tym zająć) za to zakazy są- i to w dużych ilościach. Na blokach wiszą tabliczki krzyczące: zakaz gry w piłkę, zakaz jazdy na rolkach, zakaz jazdy na rowerze. Dobrze, że jeszcze oddychać ludziom pozwalają. Bo w tym momencie dochodzimy do sytuacji, gdzie dziecku na podwórku nie wolno praktycznie nic. W piłkę nie, rower nie, za głośne rozmowy też nie, bo zaraz wzywana jest straż miejska. (Byłam świadkiem sytuacji, jak dwie dziewczynki bawiły się na trawniku lalkami-to też komuś przeszkadzało, że niby zachowywały się za głośno, albo w święta wielkanocne ktoś wezwał straż miejską do dwóch chłopców, może 6-cio letnich bawiących się na podwórku plastikową piłką. Normalne?? Bo dla mnie nie.) Z podwórek przy blokach znikły huśtawki, zabawki, drabinki. Najbliższy plac zabaw znajduje się w ogródku jordanowskim. Piękny i owszem, ale jednak dla niektórych daleko od domu. I skoro takie dzieci i młodzież, otoczone zakazami nie mają co robić, to siedzą właśnie na tych nieszczęsnych ławeczkach, pijąc piwo i rozmawiając. Tu widzi je wspólnota, rozmontowuje i zabiera ławeczki i...koło się zamyka.
Piszę to, przyznam, z pobudek rodzinnych. Po pierwsze na tym osiedlu mieszka moja babcia-osoba starsza, schorowana. Przykro mi słuchać, jak opowiada, że idąc na bazar, gdy nie ma już siły odpoczywa na przystanku autobusowym, albo opierając się o jakieś drzewo. Przykro mi także patrzeć, jak siedzi w domu na balkonie, bo na podwórku choć jest mnóstwo zieleni i starych, dających cień drzew, nie ma na czym usiąść. Po drugie, jak byłam mała, wychowywałam się na tym osiedlu. I wtedy były tam ławki, prawie na każdym rogu, na podwórku były huśtawki i drabinki, a dzieci mogły się spokojnie bawić. I jakoś nikt nie protestował, domy nadal stoją, żadna apokalipsa się nie wydarzyła. Więc skoro kiedyś można było to czemu teraz nie? W latach 60 i 70 dzieci nie tylko grały na podwórku w piłkę, ale w zimę wylewały sobie lodowisko, jeździły na łyżwach, grały w hokeja. I co? Nikomu to jakoś nie przeszkadzało, a o ile się nie mylę, też były dookoła bloki i też mieszkali tam ludzie.
Może warto czasem spojrzeć na to wszystko oczami innych: dzieci, młodych matek, osób starszych, inwalidów...może wtedy dostrzeże się to, że coś (zwyczajny brak ławek) czego inni nawet nie dostrzegają, dla jakiejś grupy ludzi może stanowić wielki problem i skutecznie utrudniać im codzienne życie.
Małgorzata Kolińska