Strona 2 z 2
Przed ok. 4 laty spółdzielnia rozpoczęła inwestycje budowlane pomiędzy ulicami Egejską i Sycylijską. W wyniku robót budowlanych doszczętnie zniszczone zostały tereny zielone wokół budynku przy ul. Sycylijskiej 2. Firmy budowlane bez żadnych oporów jeździły po trawnikach wielotonowymi maszynami budowlanymi (koparkami, ciężarówkami wyładowanymi materiałami budowlanymi itp.), zupełnie nie zwracając uwagi na mieszkańców, w tym także dzieci ( obok znajduje się osiedlowy plac zabaw). Wielokrotnie prosiliśmy o interwencję Straż Miejską, ale bez rezultatu.
W ubiegłym roku zakończono budowę nowych budynków mieszkalnych, teren rekultywowano, posiano trawę i sądziliśmy, że już zakończy się utrudnianie nam życia. Ale nadzieje okazały się płonne. Posiany trawnik nie był w żaden sposób oznaczony ani ogrodzony, więc pod moim oknem (nadmieniam, że mieszkam na parterze) powstała "samoistnie" zatoka, z której korzystały wszelkie pojazdy w celu zawrócenia (łącznie z potężnymi śmieciarkami, o samochodach osobowych nie wspominając). Ponieważ teren, na którym stoją nowe budynki jest podmokły, dodatkowo prawdopodobnie został naruszony drenaż podłoża, pod oknem moim po nawet niewielkich opadach stoi woda. A ponieważ opisywana sytuacja miała miejsce wiosną, moje okna były wiecznie zachlapane błotem. Zawzięłam się i przez tydzień codziennie dzwoniłam do AO z prośbą, a potem żądaniem postawienia barierek ograniczających zawracanie pojazdów na "trawniku" pod moimi oknami. Dzięki chyba "zmęczeniu materiału" wywalczyłam barierki. Teren ponownie zaorano, zasiano trawę, posadzono krzewy i młode drzewka i wydawałoby się, że problem zniknął. I tu dochodzę do sedna sprawy. W drugiej połowie lipca b.r. AO postanowiła wyłożyć chodniki pomiędzy budynkiem przy ul. Sycylijskiej a usytuowanym za nim placem zabaw kostką bauma. Super!! Ale nie przewidzieliśmy tego, że odbywać się to będzie kosztem naszych, już dwukrotnie rekultywowanych trawników. Znów koparki pod oknami od 7.00 do 16.00. Interwencje Straży Miejskiej i Policji nie odnosiły żadnych skutków (patrol przyjeżdżał, spisywał z DO kierownika robót, odjeżdżał, a koparka dalej jeździła). Zadzwoniłam więc w tej sprawie do kierownika administracji, p. Pietrzaka, z prośbą o zainterweniowanie (bądź co bądź to z naszych kieszeni szły pieniądze na dwukrotną już rekultywacje trawników). Panów w sposób mocno arogancji na moje pytanie czy firma kładąca kostkę posiada zezwolenia AO na przejazd maszyn budowlanych, w sposób mocno arogancki i niegrzeczny poinformował mnie, że firma układająca kostkę zobowiązała się do doprowadzenia terenu do pierwotnego stanu ( niestety, nie dowiedziałam się, czy takie zobowiązanie znajduje się w umowie). Przecierpiałam ( iż rozmów z sąsiadami wynika że nie tylko ja) codzienny, ośmiogodzinny hałas pod oknami, jeżdżącą w tę i z powrotem koparkę, wulgaryzmy robotników od 7.00 rano pod oknami. W dniu dzisiejszym robotnicy nie pojawili się, wczoraj zagrabili zorane w wyniku robót trawniki, a dziś koparka jak jeździła tak dalej jeździ. Zadzwoniłam ponownie do kierownika AO, p. Pietrzaka, z pytaniem, czy owe pograbienie trawników to jest ta rekultywacja, do której miała się zobowiązać firma układająca kostkę, a jeśli nie to kiedy rozpocznie się doprowadzanie zniszczonych terenów do pierwotnego stanu. Pan Pietrzak albo mnie chciał, albo nie potrafił odpowiedzieć na moje pytania, a kiedy po usilnych próbach pozbycia się mnie powiedziałam mu, że udzielenie odpowiedzi na moje pytania należy niejako do jego obowiązków zawodowych, za które jako mieszkaniec osiedla mu płacę, obrzucił mnie stekiem wyzwisk (cyt. "ty kurwo pierdolona") i zaczął odgrażać się, że on dopiero teraz mi pokaże (cokolwiek miało to znaczyć). Ponieważ nie należę do ludzi, którzy nie reagują na używanie wobec nich słów powszechnie uważanych za wulgarne i obraźliwe oraz gróźb karalnych ( tym bardziej dotyczących wykorzystywania do tego celu stanowiska służbowego) zadzwoniłam do siedziby MSM Energetyka. Po przedstawieniu sprawy skierowano mnie do p. Prezesa Jana Radzikowskiego. Pan prezes początkowo próbował mi wmówić, że on nie ma (!!!) żadnych możliwości interweniowania w sprawie, bo kodeks pracy przewiduje w takich sytuacja naganę, a co to da. Dopiero kiedy poinformowałam p. Radzikowskiego o tym, że o tej sytuacji rozważam złożenie doniesienia o prokuratury (nazwiska, groźby karalne) oraz mediów, ponieważ p. Pietrzak reprezentuje spółdzielnię, p. Prezes łaskawie zanotował moje nazwisko i obiecał, że "wezwie sobie p. Pietrzaka". Nie satysfakcjonuje mnie takie rozwiązanie sprawy, bo o ile poznałam współzależności w strukturach spółdzielni, nic się nie wydarzy, a tym bardziej nie zmieni.
Dlatego zdecydowałam się opisać powyższą sprawę. Obawiam się także gospodarowania środkami finansowymi mieszkańców osiedla przez administrację. Jeżeli miły by być one marnotrawione, wolała bym przekazać je na inny, bardzie zbożny cel. A ponadto, może warto pokazać większej ilości osób, to co p. Pietrzak jako kierownik Administracji Osiedla Stegny Południ chce pokazać tylko mnie:).
Proszę o bliższe zainteresowanie się opisaną prze mnie sprawą.
Z poważaniem:
Ewa P.